Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Hol główny to bezapelacyjne jedyne miejsce, gdzie rygorystyczne zapędy madame Montrose nic nie znaczą. W czasie wolnym między zajęciami uczniowie często odnajdują swoje miejsce na marmurowych, postawnych schodach.
You make my heart feel like it’s summer
When the rain is pouring down.
Offline
Usiadłam na schodach, otworzyłam notes i z uśmiechem na ustach zaczęłam pisać kolejny rozdział mojego opowiadania. To jedyna rzecz oprócz seriali i czekolady które mnie uszczęśliwiała. Jak co roku w pierwszy dzień szkoły było tutaj tak cudownie przyjemnie cicho. Żadnych rechotów,krzyków ani pisków.Tylko ja i cisza.
Offline
Zbiegam po schodach na łeb na szyję. Nie zauważam Megan i potrącam ją. Odwracam się szybko. - Przepraszam. - rzucam.
Just don't care
Offline
Podnoszę się automatycznie z schodów z bijącym sercem. Jezu to chłopak i to przystojny chłopak. Rozglądam się za drogą ucieczki i czerwienię się.- Nic... się nie stało.- mówię cicho patrząc na podłogę.
Offline
- To dobrze. - poprawiam czapkę. - Czemu siedzisz sama?
Just don't care
Offline
- Bo lubię spokój i ciszę- mamroczę i bawię się nerwowo wisiorkiem. Spokojnie Megan dasz radę. Wdech i wydech. To tylko chłopak nie wszyscy muszą być jak Peter.
Offline
- Ooo. To chyba przeszkadzam. Niestety moje rozdęte ego potrzebuje powietrza.
Ostatnio edytowany przez DiAngelo Deon (2016-05-30 22:34:13)
Just don't care
Offline
-Nie jak chcesz zostań, hol jest dostępny dla wszystkich.- wzruszam ramionami i staram się zapanować nad drżącymi rękami. Nawet dobrze mi idzie.
Offline
Zauważam drżenie. - Jednak pójdę. Inaczej ego się udusi. A kimże byłbym bez niego?
Just don't care
Offline
Kiwam głową i zbieram z schodów torebkę i notatnik.- Muszę... iść do pokoju.- jąkam i krokiem idę do pokoju a na zakręcie zaczynam biegnąć. Całkiem nieźle mi poszło, nie uciekłam od razu a on nie zaczął się ze mnie nabijać albo mnie podrywać.
Offline
Wybucham śmiechem. - Jaki nieśmiałek, ja nie mogę. - ze śmiechem wybiegam na zewnątrz. Pora na wycieczkę.
Just don't care
Offline
Wbiegam do holu, ciężko dysząc. Odkładam plecak i łuk na schody, a sama siadam. Nie obchodzą mnie te całe zasady. Powinnam była go zabić. Może go zabiłam? Nie wiem. Mam w głowie tyle myśli, że z każdej mogłaby się stworzyć grupa encyklopedia. Dotykam dłonią włosów. Przełykam znowu ślinę.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Przechodzę korytarzami i oglądam wszystko, porówując do tego, co pamiętam. Z Tomem nigdy nie lubiliśmy starodawnych wystrojów. Przewracam oczami.
Skręcam w prawo w stronę schodów i przystaję, gdy widzę siedzącą na nich osobę. Przecież to niemożliwe.
- Keith? - Pytam zaskoczona. - Keith Hunter? - Śmieję się. - Co ty tutaj robisz?
Offline
Sztywnieję, gdy słyszę moje prawdziwe imię. Podnoszę głowę i marszczę brwi.
- Po prostu Hunter - mówię spokojnie i podnoszę się z miejsca. - Pani Hansen? A co pani tu robi?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Macham ręką zbywająco.
- Teraz pani Pearce. - Marszczę brwi i śmieję się. - Po prostu Ariadne. Będę uczyła szermierki. Ale jak to się stało, że ty... cóż, nadal żyjesz? Chyba nie miałeś genu nieśmiertelności?
Offline
Krzyżuje przed sobą ręce.
- Przeniosłem się do 2014 roku. Nie mam genu.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Kiwam lekko głową. Przyglądam mu się.
- Zmieniłeś się. Wyglądasz doroślej. Ale też smutniej. - Przyglądam mu się zmartwiona.
Offline
Wzruszam ramionami.
- Nie można wiecznie być durnym nastolatkiem - kwituję.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Kącik ust mi drga, gdy wspominam dawne czasy.
- Szkoda. Nadal pamiętam twoje występy w teatrze. Zapowiadałeś się na fantastycznego aktora. Nie próbowałeś tutaj niczego robić w tym kierunku?
Offline
Zwyczajnie kręcę głową i nic nie mówię.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Och, no weź! - Dźgam go w bok. - Te twoje wygłupy na scenie w końcu ożywiły ten nuuuudny teatr.
On zaciska usta, a ja się śmieję.
- "Señora, cara mia, donna
Ach pozwól, że spytam się
Czy donna moja może skłonna
Za męża wziąć właśnie mnie" - śpiewam jedną z piosenek, które prezentował.
Offline
Uderzam się dłonią w czoło.
- No błagam - mruczę, po czym podnoszę głowę i patrzę poważnie na nauczycielkę. - To już nie jestem ja. "Keitha" już nie ma.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Piosenka nadal chodzi mi po głowie, gdy przyglądam się mu smutno. Dekoncentrujące. Ciężko być poważnym, gdy głos w głowie śpiewa mi "Chcesz, to mnie bierz będzie z nas para świetnie dobrana. Mów parę słów no i już do mnie chodź na kolana."
- Ke... Hunter. - Kładę mu dłoń na ramieniu. - Nawet nie wiesz, jak mi jest przykro.
Nie wiem, co się z nim stało, ale mam wrażenie, że rozmawiam z kimś zupełnie innym.
Offline
Kiwam głową.
- Mi też jest przykro - mówię chłodno. - I życzę powodzenia w pracy.
Kobieta zdejmuje dłoń z mojego ramienia, a ja odchodzę w stronę swojego pokoju.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Uśmiecham się lekko. Dzieciak się trochę zagubił. Wojna chyba odciska piętno na wszystkich. Jestem ciekawa, co się stało z resztą.
A szczególnie z Jamesem.
Kręcę głową. Pewnie już wszyscy nie żyją. Idę w stronę sali muzycznej.
Offline
Strony: 1