Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
Krzywię się lekko.
- Do tego? - Uśmiecham się szeroko. - Jasne!
Muzyka huczy na cały regulator. Nie jestem nawet pewna, czy Potter mnie usłyszał. Odkładam kieliszek na bar, wylewając pozostałości wina na swoją koszulkę. Syczę cicho, ale po chwili myślenia stwierdzam, że mam to gdzieś.
- Chodź. Póki nie ma Draco i Harry'ego. - Ciągnę go za rękę.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
-Krwawisz, kochana- wskazuję ruchem głowy na jej bluzkę.- To taka zdrada stanu, tak? Ty jesteś Romeo, a ja Julia Kapuletti. I potem ktoś kogoś zabija czyimś mieczem i potem ktoś inny się zabija... Nie, raczej nie lubię tej historii.
Idę za nią na parkiet i zastanawiam się przez chwilę.
-W sumie... jak tańczą czarodzieje?
Offline
- Wiesz co, z zabijaniem się poczekajmy do czasu, gdy Krochmal całkowicie nas zdominuje - Prycham.
Wychodzimy na parkiet. Lekko się chwieję, ale staram się utrzymywać w miare normalnie na nogach.
- Ty mi powiedz, Adrienie Julio Potter. - Unoszę brew. - Skoro jesteś tak rozeznany towarzysko, że nawet udaje ci się flirtować z Hermioną, to powinieneś się znać na tańcach.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
-Daj spokój. Hermiona ma może reputację, ale to nerd. Albo nerda, jak kto woli. A teraz to już mnie zupełnie zmylilas, bo nie wiem czy mam tańczyć jak Potter, czy jak Julia. Wpanialomyślnie załóżmy, że czarodzieje nie tańczą.
Kładę rękę na jej talii i zaczynam kolysac się zupełnie nie do rytmu dzikiego techno. Az dziwne, że jeszcze nas nie wypchnęli z parkietu. Powstrzymuzę śmiech.
Offline
No mówiłam, że ładnie pachnie!
- Całkiem nieźle. To akurat moje tempo. A jak nas ktoś zrzuci to potraktujemy ich zaklęciem niewybaczalnym. Albo przebijemy ich mieczem.
Hmmm... Mam dziwne wrażenie, że paplam bez sensu. Nieee, to musi mi się wydawać.
Obejmuję pewnie Adriena...? Julie? Pottera? za szyję i kołyszę się, ignorując muzykę i spojrzenia ludzi.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Jakiś facet obok Eileen juz otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale kieruję w jego stronę odbezpieczony długopis.
-Avada Kedavra!- odchodzi, patrząc jeszcze bardziej zdziwiony, ale go ignorujemy.
Chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, czy Eileen kontaktuje jeszcze z planetą.
Rzucam jeszcze parę "niewybaczalnych zaklęć" w stronę nieprzychylnych ludzi, a potem zapinam dziewczynie długopis za bluzkę, przy okazji przyciągając ją do siebie.
-A wiesz, że nadal krwawisz?- spoglądam w stronę jej bluzki
Ostatnio edytowany przez Adrien Vesputti (2016-08-11 00:24:31)
Offline
Patrzę na niego spod uniesionych brwi. Czuję ciepło na koniuszkach uszu.
- Coś ta krwawa plama przyciąga twój wzrok, Potter.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
-Całkiem możliwe- smieję się, ale nadal nie podnoszę wzroku- Ale czy to nie normalne? Dziwniej byłoby, gdybym cały czas patrzył ci w oczy. Wtedy imię Julia nie byłoby takie nieuzasadnione...
Offline
Przechylam lekko głowę.
- Uważaj, Potter. - Łapię za długopis i celuję w jego czoło. - Bo ktoś cię kiedyś potraktuje Kedavrą. - Zanim zdąży zareagować, rysuję mu na czole koślawy piorun. Przyglądam się mojemu dziełu. - Uroczo.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
-Świetnie. To teraz pozostalo już tylko znaleźć miotlę, na której mógłbym latać... Czekaj. To naprawdę aż tak źle zabrzmiało, czy to tylko ja po ponad butelce wina?
Offline
Staram się nie roześmiać, ale już nie za bardzo się kontroluję.
- To źle zabrzmiało. Ale to chyba przez wino. A może po prostu jesteś zboczeńcem, Potter? - Marszczę brwi. - Skoro dla mnie też to źle zabrzmiało, to wychodzi na to, że oboje nimi jesteśmy, c'nie?
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
-C'tak- parskam śmiechem. - A więc skoro już uznalas, że jestem zboczeńcem, co więcej uznalas, że sama nim jesteś, mogę dalej podzwiać plamę? Chociaż właściwie bardziej to, co ją zasłania- unoszę brwi.
Offline
Wchodzę do baru i zamawiam piwo. Rozglądam się po ludziach i wtedy zauważam coś dziwnego. Eileen i Adrien? Jestem tak zdziwiony, że aż muszę podejść, żeby się upewnić. Po drodzę wypijam piwo do połowy.
- Jeśli coś mogę wam zasugerować, łazienka jest tam - mówię chłodno, wskazując na drzwi.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
-Znam cię!- strzelam palcami- Ale cośtam obiecywałem mojej pannie Malofoy-Kapuletti i nie mogę strzelać- uśmiecham się przepraszająco- Nawet z długopisu. A z tą łazienką, to dzięki, bo ona krwawi.
Spoglądam wymownie na plamę na jej bluzce. Bądź na "to, co ją zasłania"
Offline
Marszczę brwi.
- A to nie było Monteki? - Pytam oderwana od rzeczywistości. Dopiero wtedy orientuję się, kto do nas podszedł. - HUUUUUUUUUNTEEEEEER! - Wołam.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Patrzę na koszulkę Eileen.
- To wino - mówię raczej do siebie. - Monteki? Kapuletti? Macie w planach się zabić?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
-O, właśnie! Wiedziałem, że na H. Albo C, bez różnicy. Masz jeszcze coś do picia, Cunter? Wina nam się skończyły-wzruszam ramionami.
Okręcam Eileen, mimo że nie jesteśmy już na parkiecie. A kogo to obchodzi?
Offline
Wchodzę do baru. Nie zauważam nikogo znajomego z Akademii, więc siadam na krzesełku i zamawiam whisky. Mężczyzna, który nalewa mi alkoholu patrzy się nieco dziwnie w moją stronę. Mam ochotę zapytać czy "coś nie tak?", ale stwierdzam, że to za głupi pomysł. Zaczynam pić. Pali mnie od środka, więc mam ochotę na jeszcze więcej tego trunku.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
-Jestem twoją udręką- podchodzę do Lei od tyłu.
Bez pytania siadam obok i zamawiam moje ulubione różowe czerwone wino. Nawet poprzednia akcja z Eileen mnie nie zraziła.
Offline
- Jesteś koszmarem. - stwierdzam i piję kolejną szklankę alkoholu. - Chcesz się upić? - pytam jeszcze lekko trzeźwa, po czym zamawiam jakiegoś drinka.
Chcę być wreszcie nietrzeźwa. Nie patrzeć na ten cholerny świat jak zwykła realistka.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
-Być może... Ale cieszę się, że właśnie tu cię spotkałem. Tobie zdecydowanie się to przyda. Chociaż- wskazuję głową na jej szklankę- whisky jest średnio kobieca.
Powstrzymuję śmiech. Coś czuję, że to będzie dziwny wieczór.
Offline
- Pff. - prycham, czując jak mój głos nabiera pewności. - Piję to co lubię, koszmarku. - dosiadam się bliżej chłopaka.
Dochodzi mój zamówiony drink. Różowy. Jednym haustem wypijam go. Uwielbiam to miejsce. Mnóstwo alkoholu i mnóstwo ciekawych chłopaków.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Słyszałem te myśli:3 W końcu jestem Potterem.
-Tak szybko? Chcesz kogoś zaliczyć i wolisz być do tego pijana?- parskam śmiechem- A mooooze... chłopak z kawiarni się odzywał?
Offline
- Okazało się, że jego dziewczyna wróciła i jednak z powrotem zostali parą. Moja rola to bycie swatką od cholernych siedmiu boleści, więc byłbyś tak miły koszmarku i nie uprzykrzał mi życia gadaniem o tamtym debilu. Poza tym... zawsze mogę być w związku z chłopakami z książki. Oni przynajmniej nie ranią. Chociaż trochę trudno jest iść z nimi na randkę. - wzdycham, opierając się o blat.
PFF, NIE SŁYSZAŁEŚ.
Ostatnio edytowany przez Lea Anucio (2016-08-18 23:20:51)
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
- Może, jednak lepiej się napij- wzdycham, dalej popijając moje różowe czerwone wino z butelki.- A gdybyś chciała, wiedzieć, to sam jestem Potterem. Może nie tym książkowym, ale zawsze.
Znowu chce mi się śmiać, na wspomnienie pobytu w klubie Eileen. Gorzej, jak ktoś rozpozna we mnie ego chłopaka, który strzelał do wszystkich z długopisu
Offline