Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
Chyba najpiękniejsze miejsce w Eastbury, zajmujące również największy teren. Można tutaj odpocząć, spacerować, biegać.
Albo wypić cichaczem piwo w tajemnicy przed rodzicami. Jak kto woli.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Wychodzę z Akademii i kieruję się prosto do parku, starając się nie oglądać za siebie. Mijam większą część parku, przechodzę pod tunelami z drzew, aż w końcu natrafiam na moją ulubioną ławkę.
Siadam w tym samym momencie, w którym "Beautiful Crime" w moich słuchawkach się zapętla. Wyjmuję z mojego plecaka dziennik ojca i zaczynam pisać.
https://www.youtube.com/watch?v=BKSip7nZBzw
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Po rozmowie z Saifem idę do parku. Zdejmuję psu smycz, a Duke zaczyna biec przed siebie. Nawet go nie gonię.
Jakiś czas idę, aż w końcu trafiam w wyznaczone miejsce. Zauważam, że ta dziewczyna, Eileen, znowu tam siedzi. Duke podbiega do niej, a ona go głaszcze. Przez chwile przy niej zostaje, ale zaraz znowu zaczyna biegać.
Podchodzę i bez słowa siadam na ławce, nawet nie zdejmując słuchawek.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Lekko unoszę oczy, gdy zauważam, że obok siada Hunter, po czym wracam spojrzeniem do dziennika. Już dawno się do tego przyzwyczaiłam.
Jasne.
Dzisiaj piszę w miarę równym pismem. Co za nowość. Nie ma chaosu. Może dlatego, że znowu jestem pusta.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Wyciągam z kieszeni papierosa i zapalniczkę. Wkładam go do ust i zapalam.
Duke podbiega do mnie. Podnoszę lekko palec, a ten posłusznie siada. Zaciągam się.
Powstanie warszawskie. Krzywię się momentalnie. Akurat ja, akurat ja muszę tam się znowu udać. Jakby to było jakieś pokręcone fatum. Może wtedy miałem zginąć? Ucieczka przed śmiercią na niewiele mi się zdała w takim razie.
Wydycham dym.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Przestaję pisać i unoszę lekko głowę, gdy do moich oczu dostaje się dym. Hunter pali papierosa, a Duke siedzi obok niego.
- Możesz przestać? - Pytam zachrypniętym głosem. Odchrząkuję i powtarzam nieco głośniej. - Przestaniesz?
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Podnoszę głowę, gdy przez muzykę słyszę głos. Marszczę brwi. Nawet ona? Dwóch lat tutaj siadamy i nigdy się do mnie nie odezwała, a teraz nagle zmienia zdanie?
- Co przestać? - Pytam oschle.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Palić - mówię z lekkim uśmiechem, choć mam ochotę na niego nawrzeszczeć.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Nachodzi mnie przmożna chęć starcia jej tego uśmiechu z twarzy. Nie wiem w sumie, dlaczego. Jak można ciągle chodzić szczęśliwym? Wiecznie być dla wszystkich miłym? To nie jest normalne. Musi mieć gorsze dni.
- Przeszkadza ci to? - Unoszę brwi.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Bawię się moją bransoletką.
- Nie pytałabym, jakby mi to nie przeszkadzało - mówię, starając się za wszelką cenę zachować uśmiech.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Prycham.
- Dlaczego miałbym cię słuchać? - Unoszę brew.
Zaciągam się papierosem.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Zaciskam zęby i gapię się w zeszyt. Przez chwilę nic nie mówię, aż w końcu się odzywam.
- Nie musisz - mówię cicho, choć mam ochotę się wydrzeć.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Unoszę wzrok i marszczę brwi. Wydmuchuję dym, po czym zrzucam papierosa na ziemię i miażdżę go butem. Przyglądam się jej przez chwilę.
- Mogę się o coś zapytać?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Podnoszę wzrok zdziwiona. Hunter chce o coś zapytać? Przekrzywiam lekko głowę.
- Co? - Pytam, bo mam wrażenie, że źle usłyszałam.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
- Możesz mi powiedzieć, po cholerę ty się tak ciągle szczerzysz? - Pytam, akcentując mocniej przekleństwo, po czym przewracam oczami.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Pochmurnieję nieco i odwracam wzrok. Przez przymrużone oczy wpatruję się w przebijające się przez drzewa słońce.
- Czasem musimy grać, żeby uchować się przy zdrowych zmysłach - odpowiadam cichym głosem.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Marszczę czoło i patrzę na nią, jednak ona jak na złość odwraca wzrok. Postanawiam się nie odzywać, ale coś mnie zastanawia.
Czyli te wszystkie uśmiechy były udawane? Niemożliwe. Jest irytująco cukierkowa. Nie mogłaby udawać.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Znowu wgapiam się w dziennik. Przejeżdżam dłonią po nadniszczonych kartkach. Kącik ust mi drga, ale jakoś nie potrafi wrócić do swojego poprzedniego ułożenia. Przerzucam kartki na sam początek, gdzie starannym pismem wypisane jest "S. Fields". Dotykam palcami pierwszej litery, po czym odsuwam palce i zatrzaskuję dziennik, który odkładam obok siebie na ławkę, z dala od Huntera.
Nachylam się lekko i opieram głowę o dłonie. Wdech. Wydech. Tylko spokój cię uratuje.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Jestem zaskoczony, choć tego nie okazuję. Nie wierzę, że to ten sam, uroczy kwiatuszek Akademii, który łagodzi konflikty i śle uśmieszki na prawo i lewo.
Dziewczyna uspokaja się. Znowu się podnosi i poprawia słuchawkę w uchu.
Odwracam się i patrzę na Duke'a. Chyba zaprzestała rozmowy ze mną. I bardzo dobrze.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Siedzimy tak przez długi czas, milcząc tak samo, jak przez ostatnie dwa lata.
Ale nie. Tym razem było inaczej. Tym razem rozmawialiśmy. I nie wiem, czy to dobrze.
W końcu podnoszę się z ławki i jak zawsze bez słowa zaczynam odchodzić w stronę "tunelu".
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Dziewczyna podnosi się. Duke nieoczekiwanie zaczyna na mnie szczekać.
- Trzeba grać? Więc co to było, przed chwilą? - Rzucam ironicznie w stronę Eileen.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Widzę, że coś do mnie mówi, ale nie słyszę, co. Zdejmuję słuchawki.
- Czego chcesz, Hunter? - Pytam z uśmiechem, który na nowo wchodzi na moją twarz.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Przewracam oczami.
- Czemu teraz nie bawiłaś się w aktoreczkę? Mam się czuć wyjątkowy? - Mam ochotę prychnąć. - Dziękuję za zaszczyt.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Kręcę głową.
- Tu nie chodzi o wyjątkowość. Muszę być przy tobie prawdziwa. - Waham się przez chwilę. Przecież mu tego nie powiem. - Po prostu wiem, że mnie kiedyś ocalisz, Keith. - Wzruszam ramionami. - Do potem - mruczę pod nosem i wracam do Akademii, zostawiając go na ławce z Dukem.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Marszczę brwi. Ocalię?
- Skąd ona zna moje imię, co Duke? - Pytam, głaszcząc psa po głowie.
Musi być na to logiczne wytłumaczenie. Kręcę głową. To bez sensu.
Przymykam oczy, gdy słońce zaczyna mnie razić i znowu wsłuchuję się w muzykę.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline