Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
Kiwam głową.
- Jasne - mówię łagodnie. - Mnie nie musisz się obawiać. - Uśmiecham się szeroko. - Chyba, że chodzi o problemy u Montrose. Wtedy powinnaś się obawiać, jeśli nie chcesz ich mieć. - Śmieję się.
I'm great in bed.
I can sleep for days.
Offline
- Już i tak je miałam i też tak jakby przez ciebie. Wiec juz mi nie są straszne te całe lekcje i ta cała Montrose- przewracam oczami.- Co chcesz robić na kolejnym spotkaniu, możemy robić co chcesz.
Offline
Zastanawiam się przez chwilę. Podnoszę głowę i zauważam ledowe lampki poprzyklejane na suficie nad drugim łóżkiem. Pewnie pomysł Eileen.
- Chodźmy do parku - mówię. - Nie wiem, co będziemy robić. Posłuchamy francuskiej muzyki. Kupię croissanty i wino. - Patrzę na Megan i śmieję się. - No dobra. Może nie wino, bo Montrose zabije także ciebie.
I'm great in bed.
I can sleep for days.
Offline
- Może być i wino nie mam nic do stracenia w sumie.- uśmiecham sie delikatnie .- A croissanty uwielbiam.- stwierdzam i zastanawiam sie chwilkę marszcząc nos śmiesznie.- To będzie trochę przypominać scenę z romansu. - mówię cicho
Offline
- Och błagam. Moje randki są lepsze niż w tanich filmidłach. Jeśli cię na jakąś zaproszę - a zaproszę. ale nie mówię tego na głos - to wtedy zobaczysz, co to jest bycie romantycznym. - Śmieję się.
I'm great in bed.
I can sleep for days.
Offline
- Dlaczego miałbyś zapraszać akurat mnie? Tysiące innych normalnych bez mojej przeszłości dziewczyn dałoby sie zabić by mieć z tobą randkę.- opieram sie na ręce.
Offline
Szczerzę się głupio.
- Bo tak? - Odpowiadam tylko.
I'm great in bed.
I can sleep for days.
Offline
- Naprawdę?- unoszę brwi.- Dobra uzasadnij a.. - przełykam ślinę i patrzę w przestrzeń. Już tak daleko jak na mnie oczywiście zaszłam z tym chłopakiem. Może powinnam mu dać szansę.- Zgodzę sie kiedyś zaprosić na randkę.- mówię szybko i cicho. Mam nadzieje, ze nie zrozumiał.
Offline
- Tak? - Unoszę brew. - Więc spodziewaj się... już nie mogę powiedzieć "niespodziewanego". Więc inaczej. Nie będziesz się spodziewac spodziewanego. - Uśmiecham się i patrzę na zegarek. - Na mnie chyba już pora.
I'm great in bed.
I can sleep for days.
Offline
- Dziękuje za miłe spotkanie i wybacz jeśli trochę cie przytłoczyłam moją historią.- uśmiecham sie słabo. - To kiedy to spotkaniem parku? A i pamiętaj nie zapomniałam o uzasadnieniu.- śmieje sie cicho.
Offline
- Nie na wszystko trzeba mieć uzasadnienie. - Śmieję się. - Park tak jak zawsze w piątek. Montrose musi widzieć regularność w naszych spotkaniach.
I'm great in bed.
I can sleep for days.
Offline
- Na wszystko masz wymówkę.- śmieje sie i kręcę głową.- Okej to do zobaczenia w piątek, tym razem ty organizujesz wiec pamiętaj o przyniesieniu wszystkiego.
Offline
- Wiadomo. To do zobaczenia! - Żegnam się i wychodzę.
I'm great in bed.
I can sleep for days.
Offline
Słowa Jamesa siedziały w mojej głowie, choć nieustannie starałem się je z niej wyrzucić. Tak naprawdę wcale nie chciałem tego robić. Nie wiem, czemu mnie to tak męczy denerwuje.
Przez dobre 5 minut stoję przed drzwiami, zastanawiając się, czy to ma sens. W końcu jednak biorę głęboki oddech i przewracam oczami.
Pukam do drzwi pokoju.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Przebieram się, gdy słyszę pukanie. Czy Megan nigdy się nie nauczy, że to jest nasz wspólny pokój i może wchodzić do niego bez pukania?
- Megan... - Kręcę głową. - Wchodź. Po co pukasz?
Wyszukują koszulkę w szafie.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Marszczę brwi. Po co? To tutaj może wchodzić każdy bez wyjątku? Niektóre rzeczy w XXI wieku nie przestaną mnie zadziwiać.
Naciskam na klamkę i wchodzę do pokoju.
- Eileen, musimy... - głos mi więźnie w gardle, gdy podnoszę wzrok.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Zastygam w miejscu, gdy słyszę męski głos. Głos Huntera.
O cholera... Moje plecy!
Odwracam się, przyciskając koszulkę do siebie, przez co prawie cała się zasłaniam.
- Co ty tu robisz, Hunter? - Syczę.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Zapominam jej odpowiedzieć.
I to nie przez sam fakt, że stoi przede mną prawie że półnaga kobieta.
Jej plecy są całe pokryte bliznami. Jej ramiona również. A na brzuchu... czy ona ma rany postrzałowe?
- Co się... - zaczynam, ale nie wiem, jak się zapytać.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Przebieram się. A co mam robić? - Burczę. - Odwróć się.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Robię to, co mi każe. Nawet nie wiem, dlaczego.
To nie wygladało jak zwykłe ślady po misjach. Nie słyszałem o tym, żeby Fields była na aż tak ryzykownej misji.
Mam wrażenie, że powierzchnia jej pleców jest prawie w całości bliznami. Prawie. Bo zajmuje ją także tatuaż. Chmara lecących, czarnych ptaków.
Dopiero, gdy słyszę wybąkane "już", odwracam się znowu w jej stronę.
- Co to jest, Eileen? Nie szczerz się i nie odpowiadaj, że nie wiesz, o co mi chodzi - mówię ciszej, przyglądając się jej uważnie.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Waham się. Wcale nie mam ochoty się "szczerzyć". Nie mam ochoty na nic.
- To nic takiego - mamroczę, nie wiedząc, co powiedzieć.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Patrzę na nią z niedowierzaniem.
- Jak to "nic takiego"? Masz poharatane całe plecy. To misje? Montrose o tym wie? I nic z tym nie robi? - Pytam, podchodząc nieco bliżej, ale ona się cofa.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Hunter, przestań - mówię, cofając się o krok. Gdy się zbliża, mój oddech przyspiesza. - To nie misje. I tak, Montrose o tym wie. Choć nie wiem, czy w ogóle ją to obchodzi.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Milczę i tylko na nią patrzę. Nie mam zamiaru się wypytywać, ale chcę wiedzieć, co jest grane. Krzyżuję przed sobą ramiona.
- Jestem żołnierzem brytyjskiej armii. Różne rzeczy słyszałem.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Wzdycham i pocieram czoło palcami.
- Po pierwsze: nie jesteś już żołnierzem. Po drugie: nie wiem, co cię to w ogóle obchodzi. Po trzecie... - Waham się. Nie wiem, co powinnam zrobić. Zaciskam usta.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline