Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
Również zaciskam usta. W głowie słyszę naglący głos Jamesa.
- Powinienem cię przeprosić za moje zachowanie w parku - mówię, choć ledwo przechodzi mi to przez gardło. - Więc przepraszam. Pomogłaś mi, a ja zareagowałem w tamten sposób. - Zaczynam zwijać słuchawki. - Po trzecie, co?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Patrzę na niego przez chwilę nie będąc pewna, czy dobrze usłyszałam. Hunter mnie przeprosił? Dlaczego?
Bo miał cię ocalić.
Przygryzam wargę.
- Po trzecie, może chodź na górę. Zasadniczo ta część pokoju należy do Megan - mówię cicho.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Kiwam głową i z lekkim zawahaniem wchodzę do góry.
Nie muszę tego robić. Po co to robię?
Staram się jednak ignorować te głosy w mojej głowie. Po chwili siadam na łóżku Eileen, a coś z sykiem ląduje mi na głowie. Jestem na tyle zaskoczony, że nie reaguję.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Kąciki ust mi drgają, mimo, że nie potrafię się uśmiechnąć. Widok Huntera z Siobhán na głowie jest naprawdę uroczy głupawy.
- Cuil anseo, Siobhán - mówię. Jednak gdy ptak nadal siedzi mu na głowie, zaczyna mnie to irytować. - Chun liom!
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Marszczę brwi.
- To jakaś klątwa?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Uśmiecham się blado.
- Gorzej. Irlandzki.
Przez jakiś czas milczymy. Wiem, że nie ma co liczyć na to, że zapomni. Orientuję się o tym, gdy zauważam jego spojrzenie, pod którym jakby kurczę się w sobie.
- To nie misje. To moja matka - mówię cicho. - Każda z tych blizn, to ona.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Szukam w jej oczach czegoś, co pokazałoby mi, że nie mówi tego na poważnie.
Ale niczego takiego nie znajduję.
Własna matka? Co ta kobieta musiała zrobić, żeby plecy jej córki wyglądały w ten sposób?
- Co ci robiła? - Pytam spokojnie. Na tyle spokojnie, na ile mogę.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Zaczynam bawić się nerwowo palcami.
- Zazwyczaj kabel albo ręka. Gdy była naprawdę wściekła, metalowy pręt z garażu - mamroczę. - Względnie to, co wpadło jej w ręce.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Zatyka mnie. Moi rodzice nigdy nie podnieśli na mnie ręki. A to były takie czasy, w których większość rodziców dawało kary cielesne.
Metalowe pręty? To musiały być te najgrubsze, najgorsze blizny. A te rozcięcie na ramieniu? Rozbiła coś? Wycięła nożem?
Przełykam ślinę.
- Za co cię karała? I gdzie teraz jest?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Wzruszam ramionami.
- Za wszystko. Za oceny. Za nieumyte naczynia. Za zły dzień w jej pracy. - Kręcę głową zmęczona. - Nie wiem, czy chcę o tym opowiadać. Nie wiem, gdzie ona jest. Oby jak najdalej.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Przez dłuższy czas milczę, zastanawiając się, jak na to zareagować.
- Tak nie może być - mówię spokojnie, nieco cicho. - Ta kobieta chodzi teraz na wolności. Nie zapłaciła za to, co zrobiła. Pewnie w ogóle jej to nie ruszyło. - Marszczę brwi. - Nie chcesz zemsty, zadośćuczynienia, czegokolwiek? - Pytam, coraz bardziej sfrustrowany, choć nie powinienem mieć żadnego powodu.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Podnoszę na niego wzrok.
- Nie - mówię twardo. - Jedyne czego chcę, to trzymać się od niej z daleka. I zapomnieć - mój głos coraz bardziej cichnie.
Po chwili milczenia, kładę się na łóżku, ze stopami nadal opartymi o ziemię. Gapię się w sufit na miniaturowe lampki, którymi obklejona jest większa część mojej strony sufitu.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Waham się przez jakiś czas, po czym kładę się obok niej. Podnoszę wzrok na sufit.
- Co to jest? - Pytam, marszcząc brwi. Powinienem zmienić temat. Zdecydowanie.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Lampki - odpowiadam krótko.
Hunter rzuca mi spojrzenie typu "co ty nie powiesz?". Wyciągam z kieszeni mały pilocik. Dwoma kliknięciami gaszę główne światło i zapalam malutkie żarówki.
W jednej chwili nad nami rozbłyskuje miniaturowy układ, kształtem przypominający konstelacje gwiazd. Uśmiecham się lekko.
- Światła są niesamowite - mówię szeptem, wpatrzona w lampki. - Rozjaśniają nawet największe ciemności. A jeśli wie się, jak je wykorzystać, można stworzyć coś przepięknego, innego, niż cokolwiek w tym świecie. Coś, dzięki czemu można na chwilę zapomnieć o tym, kim się jest i co się przeżywa.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Jestem zaskoczony.
Dzisiejszego dnia Eileen Fields zadziwia mnie na więcej, niż jeden sposobów.
Milknę, słuchając tego, co mówi i robię to samo, co ona: patrzę w "gwiazdy", powoli czując się jakbym był w jakimś nieznanym mi miejscu.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
W jego milczeniu wyczuwam przyzwolenie na to, żebym kontynuowała.
- Czasem, gdy na nie patrzę, czuję się, jakbym zaczynała znikać, wiesz? - Mówię cicho. Nawet nie wiem, czy mnie rozumie. - W takim... pozytywnym sensie. Wszystko przestaje boleć. Przestaję czuć. Jestem po prostu... - brakuje mi słów. - Jestem jak księżyc. Sama odbijam ich blask, jak księżyc odbija światło słońca.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Ona nadal patrzy na sufit, a ja tymczasem przyglądam się jej.
Nie rozumiem, dlaczego wcześniej nie zauważyłem, że jej oczy są smutne. Tak przeraźliwie smutne. Pod tą miną i zachowaniem wesołego aniołka, znajduje się ani trochę nie wyidealizowana, prawdziwa osoba.
- Lubię księżyc - komentuję krótko, nadal się jej przyglądając.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Obracam głowę w jego stronę, gdy się odzywa. Na moją twarz wpływa rumieniec, gdy tylko sobie uświadamiam, jak blisko mnie jest, a tym bardziej zauważając jego przenikające mnie spojrzenie.
- Księżyc, żeby świecić, potrzebuje słońca - mamroczę, a Hunter odwraca wzrok.
Po co ja to powiedziałam?
Zapanowuje krępująca cisza. Mam wrażenie, że zaraz zacznę liczyć sekundy, gdy z moich ust dobiega głębokie ziewnięcie.
Nie mogę powstrzymać wybuchu śmiechu.
- No to było niezręczne.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
- Chce ci się spać - zauważam. - Chyba powinienem już pójść.
Sam nie wiem, czy chcę.
Księżyc potrzebuje słońca.
Cholera. Jak to wszystko miesza mi w głowie.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Kręcę głową, nieco zbyt energicznie.
- Nie, zostań. Jestem w stanie wytrzymać. - Uśmiecham się nieśmiało.
Patrzę nieco zaskoczona na to, jak Hunter kiwa głową.
Przez jakiś czas rozmawiamy. Staram się nie przysnąć, ale tak szczerze... rozmowa tak mnie wciągnęła, że zapominam o spaniu. Do czasu.
Nawet nie zauważam, w którym momencie robię się tak śpiąca, że zasypiam.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Wchodzę do pokoju późno z w nocy z stosem książek. Niestety drzwi się zamykają z hukiem. Ale to nic, Eileen na pewno o tej porze nie śpi. W drodze do jakiegoś stolika dodatkowo wypadają mi wszystkie książki rąk. Krzywię się momentalnie na ten odgłos.- Cholera.- klnę pod nosem i podnoszę książki.
Offline
Otwieram lekko oczy, gdy słyszę huk.
- Megan, co robisz? - Mamroczę w poduszkę.
Coś ładnie pachnie ta moja poduszka... Męskimi perfumami...
Otwieram szeroko oczy, nagle rozbudzona.
Śpię na ramieniu Huntera. Śpię. Na ramieniu. Huntera.
O matko.... Jak to się...?!
Zrywam się z łóżka, co nie jest trudne, bo nogi nadal zwisają mi z jego krawędzi.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
- Oj obudziłam cię?- kręcę głową.- Przepraszam.- mówię cicho i spoglądam w górę gdzie widzę jakieś drugie poruszające się ciało.- Spałaś z kimś w naszym pokoju?
Offline
- Ja... nie... to znaczy... - jąkam się. - To nie jest tak, jak wygląda.
Mam ochotę przywalić sobie w czoło. Matka miała rację. Jestem kretynką i tylko przynoszę wstyd.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Słyszę nad sobą głosy. W pierwszej chwili mam ochotę powiedzieć DiAngelo, żeby on i jakaś jego nowa panienka się zamknęli, ale wtedy się orientuję, że słyszę dwa damskie głosy i nie słyszę DiAngelo.
Mrugam kilkakrotnie powiekami i widzę nad sobą gwiazdy. Gwiazdy...? Nie, to lampki. Takie jak w pokoju Eileen.
A gdy obracam lekko głowę, widzę również i ją. Siadam na łóżku.
- Co ja tutaj... - Wtedy widzę też posiadaczkę drugiego, nieco wyższego głosu. - Cześć, Megan.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline