Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
Patrzę się na niego i przełykam ślinę. Nie wiem co chce zrobić, ale w razie czego... no nie. Zapomniałam telefonu.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Wyjmuję drugi. Zaczynam żąglować ostrzami.
Every villain is a hero in his own eyes
Offline
Czy on bawi się w klauna? Bardziej w Jokera, z tym uśmieszkiem na twarzy. Odwracam się i napinam strzałę na cięciwę, a później celuję w drzewo obok niego.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Dodaję jeszcze dwa, a dziewczyna puszcza strzałę. Łapię ją lewą ręką tuż koło ucha, prawą wciąż podrzucając ostrza. Rzucam grot na ziemię i znowu żągluję obydwoma.
Every villain is a hero in his own eyes
Offline
Wytrzeszczam oczy. Ale jak on...? Albo jest Voldemortem, albo to ktoś z Gwiezdnych Wojen. Albo lepiej. Może udaje Magnusa Bane'a i bawi się w czarowanie?
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Znowu zabieram rękę i łapię jedno z ostrzy. Rzucam nim. Ląduje kilka centymetrów od głowy dziewczyny. Pozostałe trzy wciąż krążą wokół moich rąk.
Every villain is a hero in his own eyes
Offline
Odwracam się. On...
- Mogłeś mnie zabić. - gromię go wzrokiem.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
- Nie ruszaj się, bo naprawdę to zrobię. - posyłam kolejne ostrze w jej stronę. Przycina jej troszkę włosy na czubku głowy.
Every villain is a hero in his own eyes
Offline
Przełykam ślinę.
- Przestań.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
- Poczekaj. - mówię i zamykam oczy. Chwytam oba ostrza i rzucam na oślep. Otwieram oczy i przyglądam się. Oba noże dotykają jej szyi po dwóch stronach, chociaż nawet jej nie drasnęły. Uśmiechem się szeroko i klaszcze w dłonie. Na ziemię skapuje kilka kropel krwi. Spoglądam na pocięte ręce i wycieram je w śnieżnobiałą koszulę, pozostawiając na niej krwawe ślady.
Every villain is a hero in his own eyes
Offline
Otwieram szeroko usta. Mam zamiar krzyczeć, ale zbyt się boję to zrobić. Poza tym, miałam się nie bać. Podnoszę z trawy plecak, chwytam łuk, ostatni raz strzelam celując w mężczyznę i zaczynam uciekać.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Łapię strzałę tuż przed nosem i marszczę brwi. - Zrobiłem coś nie tak? - pytam małego gryzonia. Ten jednak zamiast uciekać, wspina mi się na ramię. Przyglądam się czarnej wiewiórce zaciekawiony. - Miło cię poznać kolego. - podaję zwierzątku żołędzia. - Zostaniesz ze mną i nazwę cię Jimmy. Co ty na to, paskudo? - krwiożerczy futerkowiec ugryzł mnie w ucho. - Uznajmy to za tak. - uśmiechnąłem się szeroko i pozbierałem ostrza. Pora wracać. Złapałem zwierzę i przeniosłem się w czasie. Jedynym tropem pozostały krople krwi.
Ostatnio edytowany przez Demarcus (2016-06-02 18:52:11)
Every villain is a hero in his own eyes
Offline
Popisówa * przewraca oczami*
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Zaraz po misji w średniowieczu
W końcu się rozluźniam. Napięte mięśnie ustępują, a oddech zwalnia. Przymykam oczy, czując wiatr od strony wody.
- Jest w porządku. Już jest okay - mówię, choć nie jestem pewna czy bardziej do siebie, czy do niego.
http://www.polyvore.com/eileen_fields/set?id=207912019
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Siadam po turecku na ziemi obok niej, wpatrzony w wodę.
- Kolejne wspomnienia po mamusi? - Pytam, choć to chyba nie jest dobry pomysł. Ledwo się uspokoiła po misji.
http://www.polyvore.com/keith_hunter/set?id=208428346
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Mhm - mruczę, nadal z zamkniętymi oczami. - Dość mała piwnica w domu. Przynajmniej wtedy mnie nie biła. Choć sama nie wiem, która kara gorsza.
Teraz, kiedy już siedzę spokojnie nad brzegiem jeziora, mówienie o tym nie sprawia mi wielkiej trudności. Chociaż... czuję się dziwnie. Nigdy nikomu nie opowiadam o sobie. Tylko Megan i parę osób mieszkających dłużej w Akademii pamiętają mnie z czasów, gdy dopiero przybyłam do Akademii. Słowa wypowiadane przeze mnie pozostawiają mi w ustach metaliczny smak.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Odwracam głowę w jej stronie. Mówi o tym tak... spokojnie.
- Naprawdę przykro mi, że to cię spotkało, Eileen - mówię po chwili milczenia. - Pewnie już to mówiłem.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Otwieram w końcu oczy i odwracam głowę w jego stronę. Przygląda mi się, jakby oczekiwał na jakąś reakcję, a ja po prostu sama nie wiem, co powinnam powiedzieć. Kręcę głową i odwracam wzrok w stronę jeziora.
- Ciebie spotkały gorsze rzeczy.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Kręcę głową, cicho, ale nie pogardliwie prychając pod nosem.
- To nie to samo - mówię. - To była twoja matka. Do tego nigdy nie powinno dojść. Ona miała cię wspierać i kochać, a nie doprowadzać do skraju wytrzymałości psychicznej i terroryzować.
Skraj wytrzymałości. Czy to ukrywa jej ciągły uśmiech? Wieczna wesołość?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale... nie potrafię. Nie wiem, co mam mówić.
Mama. To słowo powinno mi się kojarzyć z ciepłym domem, z otwartymi dla mnie zawsze ramionami.
Zamykam oczy.
- Nie chcę o tym rozmawiać - mówię cicho, czując, że moja dolna warga zaczyna drżeć.
Mama czyta książkę w salonie. Obok niej siada moja siostra. Opowiada jakiś słaby żart, z którego obie się śmieją. I wtedy wchodzę do pokoju ja. Przytulam się do mamy i całuję ją w policzek, opowiadając jej, o czym nowym w Akademii mówiła mi Megan.
Staram się odpędzić od siebie tę wizję. A gdyby ojciec nie umarł?
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Przyglądam się jej reakcji. Jestem wyniszczony. Wojna sprawiła, że nie mam już niczego. Ale miałem ich. Miałem do kogo wracać. Jeśli będę chciał, mogę na chwilę cofnąć się w czasie, żeby chociaż ich zobaczyć.
Ona nie ma do kogo wracać, bo za każdym razem wywoływałoby to w niej lęk.
Widzę jej drżące usta i zamknięte oczy. Wtedy robię coś, co mnie samego zaskakuje. Przybliżam się do niej i obejmuję ją ramionami, przyciągając ją do siebie.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Jestem do tego stopnia zaskoczona, że otwieram oczy i zapominam o tym, o czym przed chwilą myślałam.
Hunter zrobił to z własnej woli. Przytulił mnie, podczas gdy zazwyczaj unika nawet najmniejszego dotyku. Dlaczego to zrobił? Bo miał mnie ocalić.
Kiedyś zastanawiało mnie, czy po prostu mu tego nie powiedzieć. Ale...
...w tej relacji chyba już dawno przestało mi chodzić o ocalenie.
Opieram głowę o jego pierś i przytulam się do niego moimi słabymi rękoma.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Przez dłuższy czas milczymy. O dziwo nie czuję się niezręcznie, gdy się do mnie przytula. Inaczej - tak. Ale na pewno nie źle i niezręcznie.
- Eileen? - Mówię w końcu, a ona mruczy w odpowiedzi jakieś "mhm?". - Jak się czujesz?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Teraz już dobrze - mówię i dopiero po chwili się orientuję, co powiedziałam. Robię się czerwona. Jak to dobrze, że moja głowa jest ukryta przy jego ramieniu. - To znaczy czuję się dobrze. A dlaczego pytasz?
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
- Już dobrze? - Uśmiecham się złośliwie, gdy akcentuję słowo "już".
Niespodziewanie podnoszę się i ciągnę ją za sobą. Wkładam ręce pod jej kolana i ruszam w stronę jeziora.
- W takim razie idziemy popływać, żeby ochłonąć po dniu pełnym wrażeń.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna