Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Gdy otwieram oczy, znajduję się w jednym z londyńskich zaułków. Poprawiam fedorę i wychodzę na główną ulicę. Mijam ludzi i przechodzę pod teatr. Zatrzymuję się pod schodami i dotykam ramienia mężczyzny.
- Poszukuję domu rodziny Hunter, wie pan może, gdzie to jest? Podobno mieszkają w okolicy.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Odwracam się, gdy słyszę znajomy głos. Uśmiecham się szeroko.
- Kogo ja widzę? - Śmieję się i ściskam go. - Dawno cię tu nie było.
Jak zawsze ruszam w stronę mojego mieszkania, a mój brat idzie za mną.
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
- Z tego co pamiętam, byłem tutaj dwa dni temu. W prawdzie u mnie minął miesiąc, ale ty na pewno nie narzekasz na moje rzadkie odwiedziny. - Przewracam oczami.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Prycham.
- Cały miesiąc zajmuje ci odwiedzenie starego brata. - Przechylam lekko głowę. - Gdybym żył w twoich czasach, miałbym... - Marszczę brwi. - Zaraz, który jest roku?
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
- 2016 - odpowiadam i krzyżuję przed sobą ręce. - To nie są "moje czasy". Moje czasy minęły z nastaniem wojny.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Ignoruję jego słowa i gwiżdżę.
- 104 lata! - Unoszę kącik ust do góry. - Pewnie nawet nie dożyję końca wojny, co?
Koło nas przechodzi grupka dziewcząt. Kłaniam się w ich stronę.
- Witam, drogie panienki. - Uśmiecham się czarująco, a one zaczynają chichotać.
Patrzę na mojego brat, który patrzy się na mnie z kamienną twarzą i ignoruje wpatrujące się w nas z uwielbieniem dziewczęta.
- Czy ty właśnie zignorowałeś piękne kobiety? - Marszczę brwi. - Nie poznaję cię. - Wybucham śmiechem.
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
- Nie jest mi do śmiechu, gdy gadasz o swojej śmierci - warczę.
Jesteśmy już pod jego kamienicą. Otwiera drzwi i prowadzi mnie do mieszkania.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Przewracam oczami.
- Przesadzasz.
Wchodzę do środka, zdejmuję kapelusz, płaszcz i buty, po czym siadam w fotelu.
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
Wzdycham.
- Nie będę się z tobą kłócił.
To ja wiem, jak umarł. To ja wiem, jak niewiele czasu mu zostało. Krzywię się.
- Zmieńmy temat.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Jak sobie życzysz. - Kłaniam się przesadnie i uśmiecham się. - W takim razie, o czym chcesz rozmawiać?
Bawię się szafirowym pierścieniem, gdy wpadam na pewien pomysł.
- Już wiem! Opowiedz mi o kobietach w 21 wieku. - Śmieję się. - To jeden z tych tematów, które najbardziej mnie interesują.
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
Spinam się na jego słowa, przypominając sobie sytuacją w parku.
- No w tym momencie to chyba sobie ze mnie żartujesz. - Prycham, siadając w drugim fotelu.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Unoszę brew.
- No. No. No - mówię wolno. - Od kiedy ten temat irytuje, a nie interesuje mojego przyszłościowego braciszka?
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
Zaciskam usta w wąską kreskę.
- Mówiłem ci, że się zmieniłem - odzywam się w końcu chłodno. - Poza tym, nie bardzo chcę na ten temat rozmawiać - ucinam.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Patrzę przez chwilę na niego podejrzliwie, po czym wybucham niekontrolowanym śmiechem.
- Masz kogoś! Widzę to!
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
Patrzę na niego jak na wariata.
- Nikogo nie mam - mówię krótko.
Przez chwilę się zastanawiam. Może powinienem mu powiedzieć? Waham się jednak. Przecież to bez sensu.
Z drugiej strony, to James. Najwyżej mnie wyśmieje.
- Słuchaj, właściwie, to mam pewien... problem - przygryzam lekko wargę.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Już mam wykrzyknąć "a nie mówiłem!", ale się powstrzymuję. Faktycznie, jest taka ewentualność, że Keith może nikogo nie mieć, jednak na pewno musi chodzić o kobietę.
- Zamieniam się w słuch - mówię, starając się zachować powagę.
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
Jego ton jest poważny, ale gdy tak się we mnie wpatruję, dostrzegam tańczące w jego oczach ogniki rozbawienia. No jasne. Niczego nigdy nie traktował poważnie.
- W 2016 w Akademii jest taka jedna dziewczyna. - Na te słowa, na twarzy mojego brata wchodzi szeroki usmiech. - Uspokój się i wysłuchaj mnie do końca, bo nie o to chodzi. - Przewracam oczami. - Ostatnio zdarzył się... - waham się - pewien incydent. - Macham ręką, zbywając ten temat. - W każdym razie, ta dziewczyna powiedziała mi, że "wie, że ją iedyś ocalę". - Marszczę brwi.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Uśmiecham się głupawo, gdy mówi o tej kobiecie, jednak unoszę zdziwiony brwi, gdy dokańcza wypowiedź.
- Ocalisz? Czekaj. Rozmawiałeś z nią wcześniej? Ogólnie... - Marszczę brwi. - Nie rozumiem, o co chodzi. Ona też przenosiła się do przyszłości, jak ty?
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
Kręcę głową.
- Z tego co wiem, to nie. Twoja ulubiona Montrose nie pozwala nam podróżować do przyszłości. - Widzę, jak przewraca oczami. Zaczynam się bawić palcami. - Ale kto ją wie? Może Eileen robiła to pod jej niewiedzą?
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Unoszę kącik ust do góry. Biorę paczkę cygar i odpalam jedno.
- Eileen. Ładne imię. Irlandka?
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
Patrzę na niego karcącym wzrokiem.
- Twoja ukochana ci już nie wystarcza? - Pytam oschle.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Szczery uśmiech rozjaśnia mi twarz, gdy tylko o niej wspomina.
- To anioł, nie kobieta - mówię, zaraz jednak uśmiecham się złośliwie. - Ja chciałbym tylko, żeby mój cudowny brat w końcu znalazł sobie małżonkę. - Naśmiewam się z jego spojrzenia spod byka, gdy coś sobie przypominam. Marszczę brwi. - Zaczekaj, Keith. O jaki incydent ci chodziło? Nie mów, że nie wiesz, o czym mówię. Zdaję sobie sprawę, iż pamiętasz, że o tym wspominałeś.
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline
- Hunter - poprawiam automatycznie. Waham się przez chwilę. - Po prostu... - Patrzę na niego błagalnym wzrokiem, żeby nie kazał mi kończyć.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Od razu poważnieję i milknę. Atak.
- Znowu? - Pytam w końcu ciszej, zdając sobie sprawę, że od jakiegoś czasu nawet nie przystawiłem cygara do ust.
Don't take life too seriously.
You will never get out of it alive.
Offline