Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
- I co mam udawać, że mdleje?- wzdycham.
Offline
- Tak. - wtedy zaczyna mi w głowie świtać pomysł. - Możesz udawać, że się mnie boisz, on będzie próbował mi coś zrobić, Hunter odwróci uwagę, a ty wyciągniesz informacje. - mówię. - Zaczynamy.
Sometimes u can't make it on your own.
Offline
Biorę głęboki i mam ochotę wybuchnąć śmiechem, pan Anucio jest ostatnią osobą której bym się bała. - Proszę się od mnie osunąć.- mówię cicho i macham wachlarzem odsuwając się coraz bardziej do tyłu.
Offline
-Co tak piękna niewiasta robi sama w bezksiezycową noc?- chwytam pod ramię przechodzącą kobietę i wzrokiem daje znać Lei, żeby szła za nami.
Kobieta chichocze i ukrywa twarz za wachlarzem. Jakbym nie zauważył tego rumieńca... Powstrzymuje się, żeby nie przewrócić oczami.
-Może napijemy się czegoś, Milady?- kobieta kiwa skwapliwie głową, a ja jednocześnie udaję, ze prowadzę i pozwalam jej prowadzić.
Tym sposobem docieramy do stołu z alkoholem. Sprytnie ukryty. Gdy kobieta nie patrzy, mrugam przez ramię do Lei
Offline
Ruszam w stronę wskazanego przez Adriena sługi. Staję w niedalekiej odległości, ale na tyle, żeby nie rzucać się w oczy Diadonowi. Uśmiecham się tajemniczo i nic nie mówię.
Facet przygląda mi się oniemiały, chyba zastanawiając się, czy to do niego się uśmiecham.
Proszę, miejmy już to za sobą.
- Czy mogę Milady czymś służyć? - Pyta, w końcu decydując się na podejście do mnie.
- Och - mówię z udawanym zaskoczeniem, czuję, że rumieńce wchodzą mi na policzki. - Pochodzę z dalekich stron i nie znam tutaj nikogo. Czy mógłby mnie pan oprowadzić?
Mężczyzna gapi się na mnie po czym kiwa głową. - Oczywiście, lady...?
Myślę gorączkowo nad imieniem.
- Juliett Malfoy. Lady Juliett Malfoy - mówię.
A niech cię, Adrien. Przynajmniej się przydałeś.
Patrzę znacząco na moją grupę, żeby trzymali się bliżej nas, gdy odchodzę kawałek za sługą.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Podchodzę z boku do stoiska. Ukrywam się w tłumie i kiedy Adrien odwraca jej uwagę, ja biorę alkohol i chowam go pod tą grubą suknią. Teraz wszystko zależy od Eileen. Kiwam prawie nie dostrzegalnie głową do chłopaka.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Zamiast tego podchodzę do niej bliżej unosząc rękę. Chyba dobrze zrobiłem, bo mężczyzna zaczyna iść w moją stronę z oburzonym spojrzeniem.
- Co Waszmość wyprawia? - pyta zdenerwowanym tonem. - Toż to niewiasta. Trzeba być delikatnym.
- Niech się Waćpan nie miesza. - mówię, do niego.
Teraz się zaczyna. Daję znak Hunterowi.
Ostatnio edytowany przez Miguel Anucio (2016-09-11 22:54:51)
Sometimes u can't make it on your own.
Offline
Podchodzę zdecydowanym krokiem do profesora i mężczyzny.
- Takie zachowanie nie przystoi względem niewiasty - mówię spokojnie, ale w moim spojrzeniu jest groźny błysk. Patrzę na sługę. - Proszę dopilnować Lady, aby żaden bęcwał już się jej nie naprzykrzał. A ja się zajmę tym niewychowanym pomiotem szatana.
Mam wrażenie, że albo spłonę z zażenowania, albo wybuchnę śmiechem.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
-Czy waćpanna kobietą, czy tez gwiazdą spadającą, orzec nie potrafię. Wszak uroda pani wpanialsza, niżeli tysiące słońca zachodów -bajeruję zachwyconą kobietę, ukradkiem zabierając wino. Świetnie, teraz tyle się jej pozbyć...
Offline
- Ależ, panie! Toż nie moja wina. Waćpan się naprzykrzał... - po chwili odchodzimy na bok, udając kłótnię.
Teraz wszystko zależy od Megan.
Sometimes u can't make it on your own.
Offline
Podczas, gdy Lea i ten tajemniczy mężczyzna gdzieś poszli, ja się trzymam niedaleko Eileen.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
- Dziękuję paniczu za ratunek.- mówię do sługa i ukrywam za wachlarzem i chichoczę.- Miałby pan ochotę na miłą rozmowę?- pytam rozchichotana i oddalam się z mężczyzną a ten mi coś opowiada.
Offline
- Sir, Adrienie czy jesteś... - udaję zaskoczenie. - A cóż to za kobieta? Czyż to ona jest wybranką twego serca? - w środku skręcam się ze śmiechu. - Jak możesz?! - powoli odciągam go na bok, udając rozzłoszczoną.
Ciekawe, czy ta dama idzie za nami...
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
- Dobra, Pomiocie szatana. - Marszczę brwi, choć nadal chce mi się śmiać. - To znaczy profesorze Pomiocie szatana. Musimy chyba trzymać się bliżej niej.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Oczywiście, sir Hunterze. - śmieję się cicho i idziemy w stronę Megan. - Myślisz, że sobie poradzi? - pytam.
Sometimes u can't make it on your own.
Offline
Wzruszam ramionami. Chcę już się odezwać, jednak mija nas grupka rozchichotanych dziewczyn. Kłaniam się i uśmiecham czarująco, na co one zaczynają chichotać jeszcze bardziej.
Jednak gdy odchodzą, od razu poważnieję. Nie jestem tym, kim byłem w 1937.
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieję. Ona strasznie panikuje przy mężczyznach. Przynajmniej tak słyszałem.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Ja też. - kiwam głową. - Miejmy nadzieję, że uda się jej. Musimy się dowiedzieć czegoś o Demarcusie. - patrzę na niego poważnie i przybliżam się trochę w stronę Megan i tego sługusa.
Sometimes u can't make it on your own.
Offline
Gdy ten nieszczęsny sługus mnie obejmuję w talii gwałtownie się odsuwam i patrzę na niego oburzonym wzrokiem ukrywając czerwone policzki wachlarzem. Matko zaraz naprawdę zemdleje.
Offline
Cholera. Dalej idzie za nami.
Szybkim ruchem obejmuję Leę w pasie i zaborczo przyciągam do siebie, odwracając się do irytujacej kobiety.
-Śpieszę z wyjaśnieniami, Milady. Moja ukochana, Eleonora- całuję Leę w zagłębienie szyi.- jest bardzo piękna, ale... w rozumie dość płytka- dodaję teatralnym szeptem-Nigdy nie rozumie, ze kocham tylko ją.
Jest jeden skuteczny sposób, żeby odstraszyć tą fladrę. Przyciągam Leę do siebie i zaczynam baaardzo namiętnie ją całować, przy okazji obłapiając ją po całym ciele. Wygląda to tak szowinistycznie i zaborczo, jak tylko może. Lea chyba nie jest zachwycona, gdy obłapuję jej piersi, więc trzeba to jak najszybciej zakończyć
O ile się nie mylę, to zdegustowana flądra powinna właśnie odchodzić.
Ostatnio edytowany przez Adrien Vesputti (2016-09-11 23:24:52)
Offline
- Spokojnie, Megan. - mówię cicho, mając nadzieję, że usłyszy. - Przejdź do rzeczy. - zwalniam tempo.
Sometimes u can't make it on your own.
Offline
Zatrzymuję się przy wielkim balkonie. Widok stąd rozciąga się wsze daleko. Kiedy tylko wrócimy, wypytam Diadona o wszystko.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
Powoli się uspokajam i rozmowa przechodzi na tematy Demarcusa, niestety gdy mam czegoś ważnego dowiedzieć ręką delikwenta ląduję na mojej pupie ściskając ją.Unoszę wysoko brwi, gwałtowanie się odsuwam i wybiegam jak najdalej się da.
Offline
Kiedy Adrien mnie całuje, przebiega mnie dreszcz. A nie powinien... Kątem oka patrzę czy ta kobieta odeszła. Zrobiła się czerwona i chwilę potem zniknęła mi z pola widzenia. Patrzę na niego i powoli się odsuwam, gdy widzę, że jej nie ma.
- Zakładam, że improwizowałeś? - unoszę brew, rozbawiona.
To misja. Nie ma czasu na flirty. Trzeba iść do Eileen.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Wzdycham.
- Pobiegnę za nią.
Tak też robię.
- Megan? Megan! - Wołam, gdy wiem, że nikt mnie nie słyszy.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Uderzam dłonią w twarz. Już mam zamiar pobiec za dziewczyną, kiedy widzę Vesputti i Leę razem. Nie wiem czy mnie widzą, ale rzucam im wściekłe spojrzenie. Widzę, że Hunter pobiegł za nią, więc ja będę musiał zająć się tym debilem. Podchodzę do niego i zaczynam rozmawiać po staroświecku, starając się coś wymyślić.
Ostatnio edytowany przez Miguel Anucio (2016-09-11 23:36:41)
Sometimes u can't make it on your own.
Offline