Krąg 12 podróżników w czasie zaprasza do wspólnej przygody
Nie jesteś zalogowany na forum.
Nawet nie wiem kiedy zeszliśmy z pierwszego planu przyjęcia na tyły. Jest tu przerażająco pusto. Brrr.
- Więc mówisz, że miałeś wiernego kupca, który co jakiś czas kupował u ciebie broń? - Hm... - A może chciałbyś mi zdradzić, jak się nazywa? - pytam, słodko trzepocząc rzęsami.
- Demarcus. - mówi, a ja zamieram. Teraz muszę się dowiedzieć czegoś więcej. Nie mogę zawrócić mimo iż bardzo tego pragnę. Odwracam się, szukając znajomej twarzy. Widzę jednak tylko przebłyski.
Muszę się dowiedzieć czegoś więcej.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
-Sherlocku? Ty nadal to pamiętasz?- przewracam oczami ze śmiechem- Możemy spróbować. Idź, ja porobię za ochroniarza.
Offline
Dopiero kiedy mężczyzna obejmuje mnie w pasie, zaczynam się niepokoić.
- Wiesz może gdzie teraz przebywa? - pytam lekko zakłopotana.
- Ahm... czyli miał wyjechać od razu po balu? - Zatrzymujemy się w części zamku, której kompletnie nie kojarzę. Mężczyzna w pewnym momencie opiera mnie o ścianę i przybliża swoje usta do moich. Zaczynam panikować, dlatego zsuwam się na dół i przechodzę pod jego rękoma. Staję za nim.
- Najpierw powiedz mi gdzie udał się Demarcus. Ładnie proszę. - mrugam po raz kolejny, a mężczyzna łapię mnie pod rękę i idziemy dalej.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
Uśmiechając się zalotnie, podchodzę do mężczyzny.
- Cóż to za piękna noc. Cudowna. - mówię rozmarzonym tonem. - Niestety, wszyscy mężni Hrabia są zajęci. Może Waszmość mógłby opowiedzieć mi co nieco, o ludzie?
Sługus jest chyba zachwycony, za to mam przyklejony uśmiech do twarzy. Spokojnie, gdyby coś się działo jest Adrien.
- Ach, piękna niewiasto, nie śmiem wiedzieć, jak ci mężowie nie zdołali zwrócić swej uwagi na ciebie. Ja, nań sługa z chęcią przybliżę ci tę historię. Co byś chciała wiedzieć, Milady?
- Słyszałam o... pewnym rycerzu. Nosił imię, Demarcus. Doszły słuchy o nim, do pana?
- To całkiem możliwe. Ale, to dłuższa historia. Chyba, że chciała by pani się przejść, o tam. - wskazuje zamek.
- Oczywiście, z wielką przyjemnością. - mina mi trochę blednie.
Daję znak Adrienowi.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
Zastanawiam się gdzie jest India. Szukam kogoś z uczniów, ale wszyscy gdzieś... zniknęli. Idę, więc w stronę zamku. Może tu ktoś będzie. Słyszę jakieś głosy... India? Nie wiem co ona tam robi, ale postanawiam to sprawdzić.
Sometimes u can't make it on your own.
Offline
Nie zwracając na siebie uwagi, idę za Leą do zamku. Nie odrywam od nich wzroku, do czasu, gdy... widzę dziewczynę z Akademii przypartą do ściany przez jakiegoś typa. Udaje jej się wyrwać, ale nie wiem, co może zdarzyć się później...
-Ophelio?-obejmuję ją w pasie, jak wcześniej Leę. Mam nadzieję, ze mnie pozna- Cóż ty wyrabiasz z tym mezczyzną
Offline
Spoglądam na tego nieznajomego mężczyznę. Mimo wszystko jestem mu wdzięczna.
- Och, Zygfrydzie. - wzdycham teatralnie. - Musisz mi wybaczyć. Tak bardzo nie chciałam... - nie kończę, gdyż układam głowę na jego ramieniu i zaczynam udawać, że szlocham. Mam nadzieję, że ten mężczyzna sobie już poszedł. Nie chciałam bym do niego wracać. Już wiem co nie co o Demarcusie.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
Stoi i gapi się jak cielę. Ludzie, czemu ci średniowieczni idioci nic nie rozumieją? Mam jej napisać na czole "MOJA", żeby do niego dotarło?
-Odejdz, gdyż okryłeś hańbą moją Ophelię!- mówię do niego brzmiącym głosem- Nie przejmuj się, ukochana. Wybaczam ci wszystko i wybaczę zawsze, gdyż jesteś jedyną mą na swiecie miłością...
Odwracam się z nią w objęciach tak, że tylko muskam jej usta, a z perspektywy mężczyzny wygląda to jak namiętny pocałunek. Nie mialbym oczywiście nic przeciwko, ale... mogłaby się wystraszyc. A to zepsuloby cale przedstawienie.
Offline
Nadal tkwię w ramionach mężczyzny, nie wiedząc czy tamten już sobie poszedł. W pewnym momencie szepczę w jego usta:
- Już sobie poszedł? - Skąd w ogóle wiedział gdzie jestem? Choć gdyby nie on... nie wiem co by się zdarzyło.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
Idziemy korytarzem, kiedy nagle słyszymy zbliżające się głosy. Są takie znajome... W końcu, gdy docieramy do nich, staram się wyglądać, na jak najmniej zszokowaną. Adrien całujący się z Indią. W głowie znowu mam te głupie słowa Miguela, że miłość to strata czasu. Nie wiem czy mnie, widzi... I nie wiem, czy widzi też wściekłość wymalowaną na mojej twarzy. Wreszcie sługus przerywa ciszę.
- Coś nie tak, Milady?
Milczę. Stoję i się po prostu gapię, a nogi mam jak z waty.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
-Toż to gorszące, tak się obnosić z uczuciami- słyszę glos za mną. Slugus od Heleny. A za nim... Lea.
Trzeba grac dalej. Trzymam dziewczynę dominująco i szarpię ją za sobą, podchodząc do slugusa. Ma wyglądać brutalnie, a w rzeczywistości nie powinna nic poczuć, bo unoszę ją centymetr nad ziemią.
-Nie chciałbym gorszyć pana oblubienicy- jednocześnie spogladamy na Leę- Więc może zna pan jakieś ustronne miejsce? Znałem kiedyś tu mężczyznę imieniem Demarcus, on mówił mi cos o specjalnym pokoju, pan rozumie...- usmiecham się równie obrzydliwie, co on.
Mówi mi dokładnie i ze szczegółami, jak dojść do pokoju, jakbym wcale nie trzymał przy sobie teraz dziewczyny. Swoją drogą, ona tez świetnie gra.
A potem przechodzi do Demarcusa. Tez go znał, mieszkał tutaj, a potem wyjechał na południowy wschód. Południowy wschód... Świetnie. Może wiedzieć jeszcze więcej, zostawię to Lei.
-To może ja juz zabiorę moją pannę- znowu okropnie się uśmiecham, i odciągam dziewczynę za róg korytarza.
Offline
Stajemy kilka metrów tuż za rogiem, a ja spoglądam na tajemniczego mężczyznę. Może wreszcie przestanie być tajemniczy?
- Świetny z ciebie aktor. - mruczę. - A tak po zatym to dzięki
Gdyby nie ty... Nie wiem do czego by doszło. - wzdycham.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
- Na czym toż stanęło? - pyta mężczyzna, spoglądając na mnie. Chcę wrócić do Akademii i zapomnieć o całym dzisiejszym dniu. Mam misję, muszę ją wykonać bez względu na wszystko.
- Człowiek o imieniu Demarcus. Przebywał w tych dzielnicach, panie? - pytam, a mój głos jest szorstki.
Nawet nie wiem co to było za uczucie. Nie mogłam się zakochać... Po prostu, nie. Chyba.
- Był jakieś kilka dni temu. Chyba, szukał czegoś, Milady. Pozwolisz, że pójdziemy w inną stronę? - pyta.
- Z największą chęcią. - wypowiadam regułkę i staram się wyciągnąć coraz więcej informacji, próbując przestać myśleć o tym co się wydarzyło kilka minut temu.
Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
Offline
-Miło, ze to rozumiesz, piękna nieznajoma- klaniam się nisko i wybucham śmiechem.- Jestem Adrien, na szczęście nie Zygfryd. Zakładam, że ty tez nie jesteś Ophelią...?
Offline
Czuję gorąco na policzkach.
- Skądże. Jestem India. - mówię i szeroko się uśmiecham. - Jak to możliwe, że nigdy wcześniej cię nie widziałam? - Unoszę brew.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
-A ja nie rozumiem, jak mogłem przegapić ciebie. Z twoją urodą... rzeczywiście wyrozniasz się z tłumu.
Naprawdę jest prześliczna. W moim typie, zdecydowanie..
. wtedy coś mi się przypomina.
-Czekaj, ta India? Mieszkasz z Leą prawda?
Offline
- Owszem, ta India. - mówię i zastanawiam się przez chwilę. - Jeśli chcesz iść do łóżka, trzeba było tak os razu mówić, a nie owijać w bawełnę. - Przychylam głowę, ciekawa jego reakcji. Minę mam poważną, ale w środku aż mnie skręca z rozbawienia.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
A brwi odlatują mi gdzieś daaaleeeko...
-Nie... znaczy, oczywiście, ze tak, ale...- marszczę brwi- Cholera, żeby mi się plątał język... tego jeszcze nie było.- śmieję się.
Naprawdę, jeszcze nie spotkałem tak bezpośredniej dziewczyny. To mnie intryguje.
-Pozwól jednak, ze sprawy łózkowe omowimy później, a na razie zajmiemy się ratowaniem Lei. Lady Ophelio?- podaję jej ramię.
Offline
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - szepczę.
Łapię jego ramię rozbawiona.
- Zygfrydzie. - Po czym idziemy w stronę, gdzie zniknęła Lea.
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Offline
India jest... wydaje się inna. A znałem w życiu naprawdę wiele kobiet. To intrygujące i... pociągające.
Ale teraz muszę skupić się na Lei. Która zniknęła gdzieś z tym gościem. Zaczynam naprawdę się niepokoić, nie wiem nawet, w którą stronę ją zabrał. A wtedy przypominam sobie o jego wskazowkach co do dojścia do tego pokoju.
Bingo. Na korytarzu migają mi włosy Lei, razem z Indią bez słowa idziemy w tamtą stronę.
Offline
Przez całą rozmowę dowiaduję się sporo interesujących rzeczy. O dziwo sługa ten nie wydaje się zaborczy, jak ten, z którym rozmawiała Megan. Odwracam się lekko, żeby sprawdzić, czy Lea, Adrien i India wciąż są za nami. Krew odpływa mi z twarzy, gdy nikogo nie widzę na szerokim korytarzu.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Uśmiecham się życzliwie, gdy mężczyzna pyta, czy wszystko w porządku. - To na czym zakończyliśmy rozmowę?
Mężczyzna przystaje i patrzy na korytarz za nami. Wyraz jego twarzy się zmienia.
- Myślałaś, kobieto, iż się nie zorientuję? - Pyta zimnym głosem, którego u niego nie słyszałem. - Jesteś szpiegiem.
- Ja? - Cofam się o krok. - N-nie wiem, o czym Waszmość mówi.
Facet przewraca oczami.
- Demarcus nigdy nie miał oblubienicy w panienki stronach. I tak się składa, że akurat w tamtych okolicach żyłem przez większość mego życia i nie istnieje zamieszkuje tam żaden ród Malfoyów.
Cholera! Myślałam, że aż tak daleko nie udało mu się dotrzeć.
Wyciągam nóż i kieruję go w stronę sługi, jednak on jednym ruchem mi go odbiera i przystawia do gardła. Nachyla się do mnie tak, że nasze usta prawie się stykają. Prawie. Oddech mi przyspiesza. Gdzie są Adrien, Lea i India, gdy ich potrzeba?!
Nikt i tak by się o mnie nie martwił. Jestem nikim.
- Taka piękna istota... Z chęcią zrobiłbym coś jeszcze, ale skoro posiadasz takie informacje, nie mogę zwlekać - mruczy i mocniej przyciska nóż do mojej szyi.
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
Zauważam, że coś jest bardzo nie tak. Wyskakuję zza filaru i rzucam nożem w stronę Eileen i sługi. Nóż koziołkuje w powietrzu, po czym wbija się centralnie w dłoń faceta. Ten wściekle ryczy z bólu i wypuszcza z dłoni nóż trzymany na gardle dziewczyny. Eileen wydaje się wystraszona, ale jednocześnie jest spokojniejsza, niż większość osób, które znalazłyby się w tej sytuacji. Ile razy musiała czuć się zagrożona we własnym domu?
Biegnę w jej stronę, a ona otrząsa się z zaskoczenia i patrzy na mnie.
- Eileen, chodź! - Wołam i biegnę, chwytając ją za rękę i ciągnąc za sobą.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
Hunter? Co on tutaj robi? Nie powinien pilnować Megan? Wszystko się poplątało. Wszystko się sypie!
Biegnę za chłopakiem, który ciągnie mnie za rękę. Obracam się tylko raz, by zobaczyć, że wściekły sługa biegnie za nami.
- Co masz w planach zrobić? - Mówię zdyszana, jednak on mi nie odpowiada. - Hunter?
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline
- Szszsz! - Uciszam ją, po czym ciągnę w stronę zakrętu.
Zanim sługa się zorientuje, gdzie jesteśmy, wbiegam za jakieś drzwi, które jak się okazuje prowadzą do tak miniaturowego pomieszczenia, że ledwo się w nim mieścimy.
Jedynym źródłem światła, jest wpadający przez małe okno księżyc, który na szczęście świeci dość mocno tej nocy. Powstrzymuję westchnienie ulgi. Nienawidzę ciemności.
- Musimy tu przeczekać. Potem wrócimy do reszty - mówię szeptem, na jednym wdechu.
You're goddamn right I'm bitter. Sometimes we have to face things on our own.
Offline
- Keith? - Mówię zduszonym głosem.
Robi mi się sucho w gardle. Zaciskam oczy, jednak to nie pomaga. Nie pomaga! Jeszcze jesteśmy tutaj we dwójkę. Nie wyjdziemy stąd!
Boże. Zaczyna mi brakować powietrza. Tutaj jest tak mało miejsca...
Just smile and say you're fine, nobody really cares anyway.
Offline